Zostałam poruszona- po prostu przeczytajcie!
Mając małe dziecko nie do opisania są emocje, odczuwane wraz z empatią. Nigdy nie garnęłam się do dobroczynności, wspierania harytatywnych celów, choćby wośp ze swoim przywódcą działa na mnie alergicznie. Nie dlatego, że pomagają, miło zobaczyć w szpitalu porządną aparaturę z ich serduszkiem albo logiem tvn, czy innej fundacji, ale przez formę jaką to przybiera, czyli żebranie. Wiem, że przynosi to skutki, że sukces nie byłby tak spektakularny, gdyby nie nagłaśnianie w mediach i owo żebranie właśnie, bo komu chce się zrobić przelew (?!), a tak sami napatoczą Ci się pod nos. Jednak biorąc pod uwagę osoby niechętne do wspierania akcji mogą poczuć się jak wróg publiczny, kiedy nie wrzucą upierdliwym kwestującym trochę grosza, nieczułe wyrzutki społeczeństwa. Nie wrzucam, nigdy. Nie zależy mi, by świecić symbolem serduszka przyklejonego do puchowej kurtki. Swój stosunek opisywałam już zresztą w tym poście. Wspieram inaczej. Śpiewałam na scenie dla wośpu, należałam do wolontariatu w przedszkolu integracyjnym, chętnie klikam w ciche akcje, jeśli mam pewność, że pieniądze z nich idą na określony cel (przypominam o "pomagajkach"- linki z lewej strony). Właśnie trwa taka akcja "Nakarm psa z Tablicą", serdecznie do niej zachęcam. Wracając jednak do dzieci, nie wzruszają mnie spoty fundacji z chorymi maluchami, są dla mnie takie bezosobowe, jednak marketing szeptany sprawdza się w tym przypadku rewelacyjnie. Kiedy słyszę, że znajoma znajomej ma chore maleństwo, wytężam słuch, by usłyszeć więcej, dowiedzieć się czy mogę pomóc i jak. Tak to już działa, mimowolnie. Opis Idy mnie tknął, dlatego jeszcze raz odsyłam do powyższego linku i przypominam o niedawno wspomnianej stronie synka Rozalki. Puśćcie info w obieg na swoich blogach i forach, z których korzystacie, portalach społecznościowych i gdzie tam jeszcze się da, myślę że taka relacja zdarzeń niejednego skłoni do podzielenia się okruszkiem nadziei.
Mając małe dziecko nie do opisania są emocje, odczuwane wraz z empatią. Nigdy nie garnęłam się do dobroczynności, wspierania harytatywnych celów, choćby wośp ze swoim przywódcą działa na mnie alergicznie. Nie dlatego, że pomagają, miło zobaczyć w szpitalu porządną aparaturę z ich serduszkiem albo logiem tvn, czy innej fundacji, ale przez formę jaką to przybiera, czyli żebranie. Wiem, że przynosi to skutki, że sukces nie byłby tak spektakularny, gdyby nie nagłaśnianie w mediach i owo żebranie właśnie, bo komu chce się zrobić przelew (?!), a tak sami napatoczą Ci się pod nos. Jednak biorąc pod uwagę osoby niechętne do wspierania akcji mogą poczuć się jak wróg publiczny, kiedy nie wrzucą upierdliwym kwestującym trochę grosza, nieczułe wyrzutki społeczeństwa. Nie wrzucam, nigdy. Nie zależy mi, by świecić symbolem serduszka przyklejonego do puchowej kurtki. Swój stosunek opisywałam już zresztą w tym poście. Wspieram inaczej. Śpiewałam na scenie dla wośpu, należałam do wolontariatu w przedszkolu integracyjnym, chętnie klikam w ciche akcje, jeśli mam pewność, że pieniądze z nich idą na określony cel (przypominam o "pomagajkach"- linki z lewej strony). Właśnie trwa taka akcja "Nakarm psa z Tablicą", serdecznie do niej zachęcam. Wracając jednak do dzieci, nie wzruszają mnie spoty fundacji z chorymi maluchami, są dla mnie takie bezosobowe, jednak marketing szeptany sprawdza się w tym przypadku rewelacyjnie. Kiedy słyszę, że znajoma znajomej ma chore maleństwo, wytężam słuch, by usłyszeć więcej, dowiedzieć się czy mogę pomóc i jak. Tak to już działa, mimowolnie. Opis Idy mnie tknął, dlatego jeszcze raz odsyłam do powyższego linku i przypominam o niedawno wspomnianej stronie synka Rozalki. Puśćcie info w obieg na swoich blogach i forach, z których korzystacie, portalach społecznościowych i gdzie tam jeszcze się da, myślę że taka relacja zdarzeń niejednego skłoni do podzielenia się okruszkiem nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraź swoje zdanie.