Jak żyć bez pieniędzy? Ludzie często popadają w skrajności, w tym temacie jest podobnie. Osobiście stosuję różne formy nazwijmy to oszczędności, wiążące się z antykonsumpcjonizmem ; powstrzymuję się od kupowania kolejnych niepotrzebnych rzeczy, te których nie używam rozdaję znajomym i rodzinie, chodzę na swapy, kupuję raczej w lumpeksach i komisach, albo używane przez internet, używam porównywarek cen, jak umiem to robię coś sama, lub proszę niezastąpioną koleżankę, oddaję rzeczy do naprawy, a dziurawe łaszki przyjaciółce, która nie ma sobie równych w przywracaniu ich do życia. Jedzenie kupuję tam, gdzie najtaniej (obecnie jest to Tesco24, sklepy typu biedronka już nie reklamują się jako te z najniższymi cenami i faktycznie jest tam drogo), a przed wyjściem przeglądam gazetki promocyjne, zamawiam próbki bądź testery produktów na stronach internetowych różnych firm, biorę udział w konkursach. Rajem byłoby dla mnie życie niczym w programie "Łowcy promocji". Teraz nadchodzi czas narodzin naszej księżniczki, więc wydatków powinien być ogrom, ale podchodzę do tego rozważnie. Do tej pory zakupiłam tylko chustę (65zł) do noszenia, na jakiś czas zastąpi wózek, czy nosidełko, więc z tymi wydatkami możemy się wstrzymać. Fotelik samochodowy pożyczę jednorazowo od koleżanki, której synek już z niego wyrósł, żeby tylko przewieźć maleństwo ze szpitala do domu. Nie mamy samochodu, więc będzie nam potrzebny sporadycznie, a koszt takiego sensownego z dobrymi wynikami w crush testach to ok 400zł. Ciuszki? Przyjaciółka z wielkim entuzjazmem organizuje je od swoich znajomych. Łóżeczko prawdopodobnie uda się załatwić w podobny sposób. Dostałam też górę czasopism dla mam. Nam zostaną do kupienia pieluchy, chusteczki, kosmetyki, kamera! (mam swoje filmiki nagrywane od urodzenia, chcę takiej pamiątki dla moich malców), mleko i butelka (na wszelki wypadek) i to, czego zabraknie w zdobytych łupach. Nie będzie tragicznie, wszystko da się ogarnąć. Zamierzam karmić piersią, więc na tym polu również spory wydatek nam odpada.
A mój narzeczony? Cóż, z nim jest ciężko, nie założy nic z lumpa, wszystko musi być nowe i mieć dobrą metkę, ciuchy wyrzuca np po miesiącu noszenia bo już nie chce tego nosić, bo nie jest nowe, albo bo już mu się nie podoba. Wg niego wszystko co mam to szmaty, tylko ciekawe, że tak często mówi mi że dobrze wyglądam, widać da się bez metki. Kupienie nowych butów reeboka, kiedy nie mieliśmy za co zapłacić za mieszkanie i prezenty gwiazdkowe doprowadziło mnie na skraj tolerancji. Nieodpowiedzialny? Pracuje nad sobą (a ja nad nim), coś łapie, zobaczymy jak to będzie. Okres przed narodzinami dziecka jest okrutny, bo z jego perspektywy nasze dziecko nie ma korzystać z używanych rzeczy, ma mieć tylko te najlepsze, wyselekcjonowane przez tatusia. To oczywista głupota, bo kupować nowe ciuchy noworodkowi, który za chwilę z nich wyrośnie to dla mnie czysty absurd. Dodam, że oboje jesteśmy właściwie bez pracy. On wyciąga kilka stówek miesięcznie stojąc na szczękach, a ja kombinuję jak zdobyć kasę skąd się da (korki itp). Nikt teraz nie zatrudnia ciężarnych, a w połogu nie dam rady, więc przynajmniej do grudnia jestem uziemiona. Mieszkamy (już ostatni miesiąc) w dwóch różnych miastach, bo sytuacja zmusiła mnie do wyprowadzki na 3,5 miesiąca. Musimy więc utrzymywać się osobno w dwóch mieszkaniach. Sama mam ok 1100zł rachunków miesięcznie i trzeba na to i jedzenie co miesiąc wyskrobać. On płaci 470+ opłaty. W zaistniałej sytuacji ciągle muszę wysłuchiwać jaką to my mamy beznadziejną, tragiczną sytuację i jak my damy radę utrzymać rodzinę. Do tego podupada ego mojego dzielnego mężczyzny, który miał wizję samodzielnego utrzymywania nas na wysokim standardzie, tak żebym mogła siedzieć z dzieckiem w domu i niczym się nie przejmować. Mam już dosyć słuchania o braku kasy i że śniło mu się że nie mieliśmy na jedzenie. Kiedy pytam czego ode mnie oczekuje, co mam mu odpowiedzieć, kończy rozmowę. Czy naprawdę pieniądze mogą być dla kogoś takie ważne?
Mam co prawda propozycję pracy, ale nie odbieram jej jako coś pewnego, poza tym to byłoby od października najprawdopodobniej, czyli wtedy, kiedy rodzę i wiązałoby się z przeprowadzką. Jakoś nie mogę radośnie wyimaginować sobie siebie zaraz po porodzie, chodzącej jak kaczka, z dzieckiem pod pachą, targającej nasze rzeczy w kartonach. Wiem że luby zrobiłby to za nas, ale wizja i tak marna.
W ogóle ten połóg to jakieś bagno, wiem że będę cierpieć. Należę do tych, którym wszystko się wolno goi i mam niski próg odporności na ból. Porodu nie obawiam się w ogóle, może to jeszcze przyjdzie, ale w moim wyobrażeniu to piękne przeżycie. Zresztą poród w ekstremalnej formie potrwa max dobę, a połogowe 6 tygodni będzie ciągnąć się w nieskończoność. Oby tylko z małą było wszystko jak najlepiej, a jej uśmiech wynagrodzi mi wkrótce cały dyskomfort ciążowy.
Jak nie dostać w głowę, kiedy myślisz, że wszystko zacznie się w końcu powoli układać, a tu z nienacka następuje obrót sytuacji. Kto daje i odbiera...z cudzą nadzieją nie powinno się grać w berka. No i znów biedujemy, nie wiadomo jak długo. Dobrze, że jestem asertywna i że umiem czasem trochę skłamać dla własnego dobra. Przecież słusznie, nie można ot tak sobie podpisywać umowy, a po kilku dniach jej zrywać z powodów niezwiązanych z przedmiotem umowy.
Między tym wszystkim odkryłam nową taktykę mobilizacji. Każdy dzień będzie miał teraz swoje przeznaczenie, zastosowanie. Nie będzie już tak łatwo się wykręcić. Nie wiem tylko co zrobić z sytuacjami nagłymi. Macie na nie jakiegoś haka?
W ogóle ten połóg to jakieś bagno, wiem że będę cierpieć. Należę do tych, którym wszystko się wolno goi i mam niski próg odporności na ból. Porodu nie obawiam się w ogóle, może to jeszcze przyjdzie, ale w moim wyobrażeniu to piękne przeżycie. Zresztą poród w ekstremalnej formie potrwa max dobę, a połogowe 6 tygodni będzie ciągnąć się w nieskończoność. Oby tylko z małą było wszystko jak najlepiej, a jej uśmiech wynagrodzi mi wkrótce cały dyskomfort ciążowy.
Jak nie dostać w głowę, kiedy myślisz, że wszystko zacznie się w końcu powoli układać, a tu z nienacka następuje obrót sytuacji. Kto daje i odbiera...z cudzą nadzieją nie powinno się grać w berka. No i znów biedujemy, nie wiadomo jak długo. Dobrze, że jestem asertywna i że umiem czasem trochę skłamać dla własnego dobra. Przecież słusznie, nie można ot tak sobie podpisywać umowy, a po kilku dniach jej zrywać z powodów niezwiązanych z przedmiotem umowy.
Między tym wszystkim odkryłam nową taktykę mobilizacji. Każdy dzień będzie miał teraz swoje przeznaczenie, zastosowanie. Nie będzie już tak łatwo się wykręcić. Nie wiem tylko co zrobić z sytuacjami nagłymi. Macie na nie jakiegoś haka?
Masz racje w 100% we wszystkich kwestiach jakie tu poruszasz.Też jestem łowcą promocji, ciuszki dzieciom kupuję w second handach i na przecenach, oprócz butów :)Mam koleżanki które tez mają dzieci i często się wymieniamy różnymi rzeczami.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego rozwiązania:)Niech mała rośnie zdrowa:)
O połóg sie nie bój. Dasz rade, ja dostałam takiego kopa po urodzeniu myszki że sama sie sobie dziwiłam. 3 dni po porodzie wyszłam ze szpitala a moja maz zostal ze mna w domu 3 dni i szczerze bal sie podniesc mala z łózeczka wiec sama wszystko robilam. po 3 dniach poszedl do pracy a ja zostalam sama na caly dzien bo wychodzil o 6 rano a wracal okolo 20. Wiec mowie Ci dasz rade w Nas kobietach drzemie siła o jakiej nawet nie wiesz. A slodki bobasek usmierza bol rodzilam naturalnie a nauczylam sie siadac tak zeby nie bolalo:) Trzymam kciuki za Ciebie i bobaska a z facetem no niestety czasem tak bywa ale moze da sie go jeszcze resocjalizowac. Dziecko bardzo szybko rosnie wiec jak nagromadzisz duzo ciuszków to nawet niektorych nie zalożysz. a Co bedzesz miec wiesz juz? Dziekuje Ci za slowa otuchy. Pozdrawiam i trzymaj sie:)
OdpowiedzUsuńWitam! Szalenie spodobał mi się wątek oszczędnościowo-antykonsumpcyjny + wątek mężczyzny/partnera, który nie chce oszczędzać. Też to przerabiałam:) Tzn. ja oszczędzałam, a mój (wtedy) mąż kupował jakieś kable do sprzętu grającego za dwukrotność mojej ówczesnej pensji. I inne szaleństwa zakupowe też popelniał, uważając, że wszystko musi być nowe i markowe. Tak sobie myślę, iż rzecz niedopasowania finansowego w związku nadaje się co najmniej na rozwinięcie w stylu książek Sophii Kinsela (Kinseli? No, tej od serii o "zakupoholiczce"). Ale nie wiem, co to są "swapy". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCóż.. skąd ja to wszystko znam... Gdyby nie ciuszki i zabawki od znajomych mojego J. to cieniutko by było... Wszystko co miałam a co się nadawało też oddałam dalej... Teraz zostały rzeczy do wydania dla przedziału 1-2 lata. Na razie czekają na kogoś potrzebującego. Gdyby jeszcze jakaś praca na mnie czekała... A z oszczędzaniem partnera też mam problem. Takie duże dziecko z wielkimi potrzebami. Nie bój się bólu - sytuacja może Cię zaskoczyć i nawet nie zdążysz o tym pomyśleć, jak wszystko już będziesz mieć za sobą.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci Twojego luźnego podejścia do życia, zwłaszcza do spraw finansowych, ja cały czas się przejmuję brakiem kasy, nie chcę dopuścić do posiadania długów i jakoś mi się to na razie udaje, ale wystarcza na styk. Mój facet cały czas mnie próbuje przystopowywać, że za dużo panikuję i za bardzo się przejmuję wszystkim, ale taki już mój charakter, inaczej nie potrafię.
OdpowiedzUsuń