piątek, 10 sierpnia 2012

Związkowo

Łupy z wczoraj, to dwa strzały. Znalazłam pieluszki Happy w paczkach po 38szt za 12 zł. Kupiłam 8 paczek, czyli 304 pieluchy za 96zł, co daje niecałe 32gr za sztukę. Na dwa miesiące może wystarczy, a są do 6kg. Druga transakcja dotyczyła wymiany moich perfum 60ml (nieotwartych), których i tak bym nie używała, na 2 koszule, bluzę, pidżamę, papcie, 2 maskotki, 2 samochodziki i grającą zabawkę (jeszcze nie sprawdzoną) dla Małej. U mnie i tak leżały, zalegały więc ok.
Mój właśnie pojechał znów na weekend do pracy, wróci pewnie we wtorek. Tak Morgano, trudno wyjaśnić czemu nie mieszkamy razem, to pytanie do niego, bo ja nie widzę przeszkód, a on je ciągle wynajduje. Tzn chce mieszkać z nami, ale nie tu. Sytuacja od początku przedstawiała się następująco; poznaliśmy się przez wspólnego znajomego na wakacjach, gdzie pracowaliśmy, potem każde wróciło do zamieszkiwanego miasta, a są one oddalone o jakieś 470km. Po jego pierwszym przyjeździe do mnie, wiedzieliśmy już, że tak nie umiemy, że chcemy być razem a nie tylko się odwiedzać, tęskniliśmy okrutnie. On wynajął mieszkanie "na chwilę", ja jak tylko mogłam (u siebie w mieście kończyłam jeszcze studia) to tam byłam i szukaliśmy czegoś porządnego do wynajęcia. W końcu się udało, zamieszkaliśmy razem "u niego" (mam na myśli miasto), ja dojeżdżałam na zajęcia, jakoś to było. W międzyczasie zaręczyny, potem wyczekiwana ciąża. Planowaliśmy po zakończeniu przez niego roku przeprowadzić się "do mnie". Jakieś cztery miesiące temu ja wyprowadziłam się, ponieważ jeśli chcieliśmy się przeprowadzać, to trzeba było trzymać tu mieszkanie, żeby nie zostało wynajęte i przygotować je dla nas, nie miałam pieniędzy, żeby płacić za oba mieszkania. Właściciele zgodzili się znacznie obniżyć mu opłaty, żeby mógł jeszcze przez ten czas tam zostać. Problem pojawił się teraz, kiedy on skończył studia, a ja zapytałam kiedy się wprowadzi. W odpowiedzi uzyskałam zaprzeczenie, nie wprowadzi się. Łupnęło we mnie jak gzymsem w głowę nagle i boleśnie, absolutnie się nie spodziewałam. Jak to, to ja tu siedzę sama trzy (do wtedy) miesiące, żebyśmy tylko mogli tu mieszkać, a ty teraz mówisz mi że się nie wprowadzisz?! Potem były różne opcje przeplatające się i powracające; że on wyjedzie za granicę, że będzie kontynuował studia (zrobił licencjat teraz), że jednak się wprowadzi, że nie. Nadal nie wiem na czym stoję, niby mieszkanie ma wynajęte tam do dziś, przywiózł już prawie wszystkie rzeczy, ale nadal zamierza jeździć tam dorabiać, co oznacza że tylko 2-3 dni na tydzień będzie w domu, nadal chcę zacząć kontynuację studiów (dziennych), co daje nam 0 dni w tygodniu od października, kiedy urodzi się nasza córeczka. Najgorsze w całym tym syfie jest to, że on wszelkie decyzje podejmuje sam, po czym nawet nie raczy mnie poinformować, mówi mi o większości po fakcie, nie rozmawia, plany zmienia jak i kiedy chce, żadnego jego słowa czy obietnicy nie można być pewnym, potrafi też przytaknąć dla świętego spokoju, a potem zrobić po swojemu. Wydaje mi się, że on potrzebuje na miejsce kobiety, posłusznego zwierzątka, które będzie szło bez skargi za swoim panem ledwie doganiając jego cień. Ja należę do niepokornych, nie ustępuję jeśli nie widzę w tym sensu, dla mnie ważne są argumenty, a nie to że on jest mężczyzną i to powinno wszystko załatwić. Czego bym chciała? Żeby tu przyjechał na stałe, poszukał pracy (nawet nie spróbował, bo twierdzi że jej nie ma, padła też z jego ust wypowiedź, że to ja mu powinnam znaleźć pracę, a kiedy zapytałam co mógłby robić, czym się zajmować, odpowiedział że nie wie), a studia przełożył o rok, tak jak ja zawiesiłam swoje (też chciałam iść teraz na doktorat i robić w tym czasie podyplomówkę, ale to zanim była mowa o dziecku), żeby teraz był i mnie wspierał, bo go potrzebuję jak nigdy, takiego poczucia bezpieczeństwa, stabilności, wsparcia właśnie, tego żeby po prostu był. Nie myślcie, że mu tego wszystkiego nie mówiłam. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Jakieś pomysły?

2 komentarze:

  1. Pomysłu jak rozwiązać Twój problem nie mam. Jestem w podobnej sytuacji. Mąż 800km od domu, przyjeżdża co miesiąc na weekend i znów miesiąc go nie ma. Ale ja wiedziałam na co się piszę. Teraz dzidzia w drodzę, prawdopodobnie synek będzie widywał tatę tak jak ja do tej pory przez kolejne 2 lata.
    A ten pomysł,żebyś Ty mu pracę znalazła wcale nie jest zły. Pomyśl jakie są jego najmocniejsze strony i zamieść ogłoszenie w gazecie czy internecie. Mój kiedyś szukał pracy to tak zrobiłam bez jego wiedzy, zaczęli wydzwaniać,ale wtedy już załapał dobrą robotę. Ucieszył się,że chciałam mu pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, wreszcie znalazlam chwile, zeby wpasc do Ciebie i co nieco poczytac!
    Uff... Oj, skomplikowane masz relacje, z narzeczonym, nie zazdroszcze... Wybacz szczerosc, moze skupiasz sie tu na tych najbardziej negatywnych jego cechach, ale ja nie wiem czy to jest material na meza, a co dopiero ojca... Troche za szybko chyba zdcydowaliscie sie na maluszka, jesli jeszcze sami musicie "dotrzec" sie w zwiazku. Przy dziecku bedzie jeszcze trudniej. My bylismy przez niemal 4 lata bardzo zgodnym malzenstwem i wydawalo nam sie, ze tylko dziecka nam do szczescia potrzeba. Tymczasem okazalo sie, ze dziecko nasz zwiazek psuje! Zmeczenie, nieprzespane noce, dziecko ciagle marudzace i wyjace, roznice w pogladach na wychowanie... W dodatku M. pracuje na noc, wiec mijamy sie i widujemy praktycznie tylko w weekend. Jest ciezko, ale wiem, ze maz jest w pelni zaangazowany w malzenstwo i ojcostwo, czego jak narazie nie wyczytalam o Twoim narzeczonym... Czy masz rodzine do pomocy w razie czego? Bo wydaje mi sie, ze musisz sie przygotowac na samotne macierzynstwo. Zostaly niecale 2 miesiace do porodu i jezeli on nadal nie widzi potrzeby i mozliwosci zeby byc z Wami, to nie wiem czy sie w ogole zdecyduje.
    Jeszcze raz wybacz szczerosc, jak czytam o takich niedojrzalych "chlopczykach" to nerw mnie bierze. :)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie.