sobota, 11 sierpnia 2012

Znów problemy

Nie obejdę się bez opisania wczorajszych łupów. Za darmo od pani, która ma dwie córeczki i rzeczy po nich. Powiedziała, że jak coś znów będzie miała, to da znać, a na wczoraj przyniosła mi 2 niekapki, termosik na butelkę, paputki, koszulkę nocną (dla mnie), sukieneczkę, ogrodniczki, krótkie geterki, 5 bluzeczek. Te rzeczy będą musiały jeszcze trochę poczekać, ale przyjdzie kolej i na nie.
Takie "zbieractwo" to chyba dla nas jedyna możliwość, żeby zorganizować wszystko dla Malutkiej. Lokatorzy znów mi się wyprowadzają, co oznacza, że nie mam w tym miesiącu nawet pieniędzy na rachunki (brakuje 400zł) nie mówiąc o jedzeniu, czy kupnie czegokolwiek dla Żmijki. Dopóki nie wynajmę mieszkania (a nigdy nie mam na to gwarancji), kwoty do zapłacenia będą się tylko piętrzyć, jeszcze nie popłaciłam wszystkiego za lipiec.
Ewelko, ja właśnie do tego nie chcę dopuścić, czy wiesz, że Twoje dziecko nie będzie na początku nawet kojarzyło, że to jego ojciec? A nie masz możliwości przeprowadzenia się tam do niego na stałe? My nie mamy, wtedy to on musiałby nas utrzymywać, albo chociaż mieszkanie, a nie da rady. Pracy nie będę mu szukać, mogę pomóc, ale nie na zasadzie, że on siedzi z założonymi rękami, a jak znajdę to pokaże mi jak bardzo ta praca jest do niczego, a on z niej niezadowolony. Nie jest dzieckiem, takie sprawy powinien załatwiać sam. Poza tym, gdybym poszła w jego sprawie do potencjalnego pracodawcy, pokazałoby to jego nieudolność, a przecież twierdzi że potrafi być zaradny, więc ma pole do popisu. Myślę że cała kwestia w tym, że on nie chce znaleźć tu pracy, chce cały czas tam jeździć.
Agato, szczerości nie ma co wybaczać, wcalę się o nią nie gniewam, wręcz przeciwnie. Widzisz, kiedy decydowałam (piszę z mojej strony) się na dziecko z nim, wszystko wyglądało inaczej. Nie mówię że idealistycznie, ale bezpiecznie i perspektywicznie dobrze. Mieliśmy wspólne plany, które pozwalały mi wierzyć, że to już na zawsze, że razem stawimy wszystkiemu czoła. Wszystko pękło, kiedy okazało się że w końcu jestem w ciąży, a nasze plany nic dla niego nie znaczą, były pustymi słowami. Nasza relacja jest pokręcona, z jednej strony jesteśmy ze sobą bardzo blisko emocjonalnie, z drugiej nie potrafimy normalnie porozmawiać o rzeczach ważnych (np. kiedy zadaję mu dowolne pytanie, on nie odpowiada, ciągle słyszę od niego zapewnienia, których nie spełnia, nie akceptuje faktu że mogę mieć inny pogląd, sprzeczny z jego i należałoby poszukać kompromisu, kiedy rozmowa staje się niewygodna irytuje się, wychodzi/rzuca słuchawką, jest odporny na wszelkie argumenty). Z nim jest jak w bajce, dopóki nie ma problemów. U nas głównym z nich jest brak pieniędzy, co rozwala go wewnętrznie. Ewidentnie sobie z tym nie radzi, a ja nie wiem jak mu pomóc, kiedy walczy przeciw mnie zamiast razem ze mną. Postawił sobie za punkt honoru utrzymanie rodziny (wg niego to główna funkcja mężczyzny), chociaż wcale nie musi, możemy robić to razem, tak jak wychowywać dzieci (już się boję jakie sprzeczności między nami powychodzą w trakcie).
Pomoc ze strony rodziny? To zależy co masz na myśli. Moja mama mieszka 100km ode mnie i jest wiecznie zapracowana, nie ma nawet czasu porozmawiać przez telefon, nie mówiąc o odwiedzinach. Tata nie żyje. Każdy ma swoje życie i sprawy. Jestem twarda, kiedy trzeba się spiąć, więc jakoś sobie poradzę sama z Małą, ale rzecz w tym, że nawet nie powinnam takiej możliwości dopuszczać, a muszę być na nią przygotowana.
Pozytywnych cech i umiejętności tego mojego księcia od siedmiu boleści, jest od groma. Jest, a raczej potrafi być czuły, troskliwy, namiętny, kochający i kochany, pomocny, zaangazowany, myśli o mnie, uroku osobistego mu nie brakuje, sprząta jak nikt inny, jest dobrym kochankiem, w słodki sposób się zawstydza i ulega, patrzy na mnie z miłością (chyba że akurat nie), dobrze wygląda, pokazuje mi świat z trochę innej perspektywy, bycie z nim to też prestiż, skoro inni mi zazdroszczą. Jest bardzo pracowity, ma ambicje, jest silny, myślę że jest w stanie pokonywać sam siebie, swoje słabości. Przeglądam się w nim jak w lustrze, bo jest tak samo uparty. Umie wybaczać. Wiem, że będzie dobrym ojcem, jeśli tylko będzie, już jest posikany na punkcie swojej księżniczki (ja awansowałam na królową). Jest po prostu dobrym człowiekiem, tylko jak tu się zgrać, żeby mógł być nim przy mnie?

3 komentarze:

  1. Tak jestem świadoma, że dziecko nie będzie przyzwyczajone do ojca, ale mam przykłady wśród wielu znajomych, którzy też tak żyją i jest ok.
    Mam możliwość zamieszkania tutaj, w domku z tymi znajomymi z którymi teraz tu przebywamy. Oni teraz puszczają dzieci tutaj do szkoły,ale ja bym nie chciała tu mieszkać. Czekam,aż sie odłoży troszkę pieniążków (gdybym tu była to by nie było takie łatwe)i wrócimy do normalnego życia w Polsce.
    Jeśli chodzi o znaleźienie pracy facetowi to masz rację, skoro on nie chce jej znaleźć to Ty nic na to nie poradzisz.
    Jesteś bardzo zaradna, trzymam za Was kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym być taka silna jak Ty. Bo Ty jesteś bardzo silną i twardą osóbką, jeżeli potrafisz to wszystko przetrzymać. Co nas nie zabije, to nas wzmocni - tak mówią.
    W moim związku to ja mam problem z brakiem pieniędzy, brakiem pracy. Mój mąż podchodzi do wszystkiego na spokojnie, mówi, że najważniejsze, że starcza nam na rachunki i że jakoś to będzie. Ja natomiast ciągle się zadręczam i sama siebie biczuję negatywnymi myślami.
    Nie masz kochana zbyt łatwej sytuacji, to prawda, ja mam mamę w tym samym mieście, na pewno by mi pomogła, finansowo to nie, ale w opiece nad dzieckiem tak. Wiadomo pierwsze miesiące są najgorsze i właśnie wtedy Twój narzeczony powinien być przy Tobie.
    Kibicuję Ci z całego serca i trzymam kciuki za to, żeby się Wam jakoś to wszystko poukładało. Skoro piszesz, że Twój narzeczony już jest zakochany w Małej, to jest nadzieja, że jak przyjdzie na świat i On zobaczy Wasze maleństwo, weźmie je na ręce, to będzie chciał już cały czas być przy Was i nie będzie mógł się z Małą rozstać. I wtedy będzie na stałe.
    Przede wszystkim dużo rozmawiajcie, choć wiem, że to nie łatwe. Doradzam Tobie, a sama mam często trudności w porozumieniu się z moim mężem, może wynika to z faktu, że on jest cały tydzień w delegacji w innej części Polski i widzimy sie tylko w weekendy (choć patrząc na Was, to może aż co weekend). Od dziś mój T. ma urlop, cały tydzień będziemy razem, pojedziemy sobie na trochę spóźnione wczasy i nadrobimy wszystkie straty, także te w poważnych rozmowach.
    Ściskam kciuki za Waszą trójkę. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram Jowitę, naprawdę podziwiam Cię, że dajesz sobie ze wszystkim radę. Na pewno będzie dobrze:) Pozdrawiam Moni

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie.