No to pochwalę się, że dziś byłam odebrać pierwsze łupy. Pani przyjęła mnie bardzo miło i oddała za darmo ciuszki, które są już za małe na jej synka.Tym sposobem wzbogaciłyśmy się w zużytą kurteczkę i bluzę, delikatnie poplamione spodenki dresowe oraz z czego się cieszę ładne ogrodniczki nówki nienoszone i spodenki, które również wyglądają jak nowe. Te zużyte przydadzą się do brudzących zabaw w domu, albo nauki samodzielnego jedzenia łyżeczką, kurteczka do piaskownicy. Pani powiedziała, że jak przejrzy resztę ubranek, albo mały znów wyrośnie, to da znać. Na jutro też jestem umówiona, zobaczymy, co z tego przyjdzie.
Spacerek miałyśmy z Małą niezły, tyle schodów na raz, że ledwo dałyśmy radę, potem jeszcze zakupy i droga powrotna do domu, wszystko pieszo. W markecie duszkiem wypiłam litr schłodzonego napoju typu ice tea. Normalnie unikam takich wynalazków, zawierają cukier i generalnie są sztuczne, ale uległam, bo nie mogłam się w inny sposób schłodzić i nie pomogła odświeżająca wizyta w toaletach. Lało się ze mnie strużkami ze wsząd i kolejny raz przekonałam się, że Rexona w sztyfcie, której jestem wierna, to świetny antyperspirant- pachy jako jedyne pozostały zupełnie suche przy dusznym upale i wysiłku. Szkoda, że nie da się jej nałożyć wszędzie, łącznie z włosami.
Żołędzie spadają już z drzew. Dziś zauważyłam. Może przez niezdecydowaną pogodę lato cierpi na rozdwojenie ego i ukazuje tłumioną jesienność. Cztery dni temu wyrzuciłam zeszłorocznie nazbierane liście, później Luby przywiózł ze sobą kasztany, które przygarnęliśmy na romantycznym spacerze, a tu już znowu nadchodzi jesień. Kocham jesień, jej refleksyjność, lekką melancholię, piękno. Jesienią zwalniam by się zachwycić, niesie dużo ulew, pięknych liści i kasztanów. Z Małą za rok/dwa będziemy robić żołędziane ludki i wielobarwne bukiety. Zapach jesieni da mi poczuć szczęście, odetchnąć po tym niespokojnym roku.
Jutro spotkam Ja moze na minute moze na dwie. Mam tylko przekazac jej jakies kartony. Serce wali mi tak mocno ze wiem juz ze dzisiaj nie zasne. Tak ciezko pogodzic sie z faktem ze to juz skonczone. Nie wazne przez kogo. Wazne ze Ona bedzie chciala odebrac te rzeczy a ja mam wspolpracowac. Nie myslec. Czesc, czesc tu sa kartony to czesc. Nasz poryty zwiazek to juz tylko moj problem. Bo Ona jest z kims innym a ja czuje ze nie pasuje juz do nikogo. Jak zgubiony klucz.
OdpowiedzUsuńWydawaliśmy ciuchy po naszych dzieciach, ponieważ żona bardzo dbała o ubranka, to i wstyd nie było obdarować kogoś takimi rzeczami. szczególnie, że dzieci tak szybko wyrastają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń