Ręce opadają, wszyscy mówią, że mam jakiegoś niesamowitego pecha do tych wszystkich ludzi, co mi się trafiają. Obecni znów nie zapłacili w terminie, jeszcze nigdy im się nie zdarzyło zrobić tego zgodnie z umową. Nigdy nie wiem, kiedy dostanę od nich przelew, a przecież muszę popłacić rachunki, jeść coś, nie mam innego źródła dochodów, o czym dobrze wiedzą. W kółko słyszę, że albo mają problemy, albo jemu ukradli portfel, albo szef pojechał na urlop i nie dał wypłaty... Wyrzucić nie wyrzucam, bo z dużymi opóźnieniami, czasem w ratach, ale płacą, a nie mam siły znów bawić się w szukanie, co w wakacyjnym okresie, kiedy nie ma studentów, łatwe nie jest.
Jest też nowy, facet jest taką niemotą, że z niczym sobie nie radzi i z każdą pierdołą do mnie dzwoni. Wczoraj nie umiał włączyć pralki, więc od godziny 9:05 do 19:26 molestował mnie telefonami. Dodam, że włączenie polega na włożeniu wtyczki do gniazdka, przekręceniu pokrętła i naciśnięciu przycisku startu. Ale jak komuś trzeba tłumaczyć, że w między czasie trzeba zamknąć pralkę i do której komory wlać płyn, bo on nie rozumie i że po cholerę ruszał ten zawór, przecież mówiłaś że jest odkręcony, a teraz mu w kuchni cieknie, to coś ty człowieku zrobił?! Najśmieszniejsze jest to, że jak mu chciałam od razu wytłumaczyć, to było "Nieee, takie rzeczy to ja wiem" powiedziane tonem, jakbym go obrażała. Wcześniej wydzwaniał, bo domofon nie działa, bo nie może klucza przekręcić i inne takie. Junkersa też nie mogłam wytłumaczyć, więc włączyłam i kazałam nie ruszać.
Wcześniejsi nie byli wcale lepsi, o nie! Zła passa zaczęła się od trola. Mieszkanie zostało wynajęte dziewczynie z dzieckiem, po jakimś czasie, jak nie płaciła i nie było z nią kontaktu, pojechałyśmy do mieszkania z mamą, wchodzimy (zawsze mam zapasowe klucze), a tam wyskakuje obcy facet w czerwonych kalesonach (niezapomniany widok), smród jak w melinie; przetrawiony alkohol i mocz. Po dziewczynie ani śladu, okazało się że mieszkanie okupuje jej partner, którego śpiącego nieprzytomnie znalazłyśmy w dalszym pokoju, a temu drugiemu podnajął pokój. Wezwałyśmy policję, przyszedł taki goryl, że od razu poczułam się bezpiecznie, pan oddał klucze i się zmył, a my pootwierałyśmy okna żeby dało się oddychać, jak wrócimy posprzątać. Kiedy wróciłyśmy następnego dnia, on znów tam był. Wyszedł po oknie z korytarza na dach, a potem poddaszowym do mieszkania. Tę noc spędziłyśmy na komisariacie, razem z nim (tzn on w celi na 24, a my do złożenia zeznań) Ten smród, kiedy jechaliśmy razem radiowozem (on na pace), to policjant nazwał go trolem, co pasowało idealnie. Mama ryczała trochę ze złości, z nerwów, może strachu, ja obawiałam się co będzie jak go wypuszczą. Mieszkanie udało się od razu wynająć, celowo parze żeby był facet w domu, bo blokady, jakie zrobiłyśmy na okna nie podziałały.
Później trafiła się parka (do teraz wiszą mi ok 1500 + odsetki), dziewczyna lat 18 z chłopakiem, umowa podpisana na nią. Ona opiekunka, on pracujący fizycznie w innym mieście. Zapowiadało się w porządku, bo taki i naprawi cokolwiek będzie trzeba i pracę mają, no ok. Niedługo się cieszyłam, bo ona pracę straciła, nie miała z czego płacić, on rzekomo się z nią rozstał i powiedział że płacić nie będzie, sąsiedzi co chwilę się na nich skarżyli, a to że trzaskają drzwiami, a to że od kurew i gorszych się wyzywają, a wszyscy muszą tego słuchać itd. Wieczne problemy, w końcu stwierdziłam że trzeba się tam przejść, nikt mi nie otworzył, kontaktu zero, więc wchodzę sama, a tam: Oni oboje z jakąś małoletnią kuzynką (mam w umowie, że muszę być informowana o każdym, kto tam przebywa, a ona tam mieszkała), kot, dwa duże psy i 6 szczeniaków (na 30 poddaszowych metrach), podłoga zaszczana cała, podobnie kanapa, a w tym nurzające się kłaki. Weszłam oniemiała klejąc się butami do podłogi. Dałam im czas na wyprowadzenie się, wróciłam tego dnia i dałam jej do podpisania papier, że zapłaci całą zaległą kwotę do określonego terminu i zaczęłam sama wynosić ich rzeczy, bo laska bezczelnie nie kwapiła się ruszyć. Oczywiście nie zapłacili (minęły 2 lata), kiedyś zobaczyłam ich na dworcu, poszłam za nimi i zapytałam wprost, kiedy zamierzają się rozliczyć, a on mi na to że może mi stówę dać. Mogłabym pofatygować się do jej rodziców (u których jest zameldowana, skąd mam adres), minęło już dużo czasu, a jak oni na podobnym poziomie to poszczują mnie psami i tyle, nie wchodzi się wrogo na obcy teren. Potem przychodziły pisma do tej dziewczyny z różnych banków i nie tylko, niezapłacone raty, same długi.
A ostatnimi czasy była polecona przez znajomych dziewczyna. Układ był taki, że ja wyprowadzam się do innego miasta i ktoś może używać mieszkania, ale zostawiam swoje rzeczy, więc kasowałam ją za pół, jakby mieszkała z kimś. Potrzebowałam bardzo pieniędzy na opłaty tam, więc mieszkanie nie mogło stać puste. Układ chyba jasny, może korzystać z rzeczy typu pościel, naczynia, ale nie z moich rzeczy osobistych. Dziewczyna okazała się totalnie niewychowana, nie wzruszało jej, kiedy przychodziłam (uprzedzałam) a tam na środku pokoju otwarte moje prywatne notatki, moim ukochanym kocykiem wytarty brudny mokry parapet, wszędzie syf nieziemski. Porozwalane moje kosmetyki wytłumaczyła tym, że była koleżanka i używała. Nosiła nawet moją bieliznę, dobrze że chociaż ją potem prała. Zużyła cały mój papier toaletowy, płyny do prania itp, więc mogłaby odkupić, ale po co. Do tego wszystkiego zalała mieszkanie i całą klatkę schodową. Musiała po prostu wychodząc z mieszkania zostawić odkręcony prysznic i słuchawkę w pełnym brodziku, innej opcji nie ma bo nic tam nie przecieka, wszystko sprawne, rura nie pękła ani nic z tych rzeczy. Oczywiście się nie przyznała, mi pozostała zdemolowana łazienka, wypuklone panele w kuchni, a korytarz do teraz śmierdzi stęchlizną. Poza tym pobrudziła wszystkie ściany, jakby specjalnie w nie kopała, połamała kafelki w łazience (jeszcze przed zalaniem, teraz to większość ich jest luzem), a po jej wyprowadzce brakuje np miotły i pilota od telewizora, który nie wiem na co jej był. Mieszkałam tam 6 lat, ona 4 miesiące, ślady użytkowania nieporównywalne.
Było tych historii więcej, byli też wymarzeni lokatorzy, jak Monika- studentka pielęgniarstwa, która niestety po 5 latach wyprowadziła się z mojego mieszkanka do Włoch do narzeczonego, ale jeszcze pomagała mi szukać nowych lokatorów. Byli też tacy (ich zawsze mam na pęczki) którzy umawiali się na spotkanie, potwierdzali 2 godz przed i się nie pojawiali, tacy którzy zdeklarowani do podpisania umowy nie odbierali telefonu, kiedy już odwołałam innych, albo krótkodystansowcy; ostatnio koleś mieszkał tydzień, a była też rekordzistka, która rozmyśliła się 15 minut po podpisaniu umowy, zapłaceniu i wyjściu z mieszkania to była Sylvia, typ solary ubranej na czarno-złoto, robiącej z siebie młodszą niż jest.
Czasem mam już tego dosyć, zwłaszcza w okresie poszukiwania, ale te pieniądze pokrywają chociaż rachunki, nie muszę się martwić o dach nad głową. Jak miałam dodatkowo pracę, a życie było tańsze, to nie było na co narzekać. Teraz oby Luby był skory do poszukania sobie czegoś rozsądnego, to z głodu nie pomrzemy. A propos, nie odpowiedział mi nadal, kiedy się wprowadzi, chciałabym już, byłabym o tyle spokojniejsza.
My dziś uskuteczniłyśmy twarożek w mojej ulubionej wersji; z rzodkiewkami, ogórkami świeżymi i kwaszonymi. Właściwie to są warzywa z twarogiem, a nie na odwrót, ale takie proporcje jak najbardziej mi odpowiadają, a jak komuś nie, to zawsze może je zmienić. Daję cały twaróg, mały jogurt naturalny, pokrojone w kosteczkę 2 ogórki gruntowe, pęczek rzodkiewek, 3 ogórki kwaszone i trochę soku z nich (jak mam to daję małosolne na pół z kiszonymi/ kwaszonymi), przypraw nie trzeba, ogórki nadają smaku a całość jest pysznie świeżo i wiosennie chrupiąca. Najlepiej jak się przegryzie, więc jak zostanie na następny dzień, to będzie tylko lepszy (po przemieszaniu, bo się rozwarstwi). Smacznego!
U mnie w bloku jest takie "pechowe" mieszkanie. Co chwilę zmieniają się lokatorzy, każdy urządza je po swojemu, robi remonty, choć nie powinien. Kiedyś wprowadziło się tam pięcioro chłopaków... Hałas był nie do wytrzymania. Dlatego współczuję Ci takich "niesfornych" lokatorów, bo same przez nich kłopoty. Może kiedyś w końcu znajdzie się ktoś porządny.
OdpowiedzUsuńO mamo! Dziękuję Bogu,że nie mam mieszkania do wynajęcia! Czytałam jak horror!
OdpowiedzUsuń