Czy nie ma już we mnie dziecka? Tego wewnętrznego, mnie sprzed lat? Może zastąpiła je ta kosmitka rozwijająca się w moim brzuchu? Właśnie skończyłam czytać interpretacje baśni. Słuchamy sobie razem piosenek z mojego dzieciństwa. Co chwilę płaczę. Okazuje się, że nie potrafię już odbierać ich tak samo, za dużo rozumiem. Stałam się zbyt dorosła, niewinność zastąpiły doświadczenia. Z dziecinnością zniknęła też beztroska radość.
Znów dał nam nadzieję i zdeptał swoje słowa. Kiedy powiedziałam, że nie mam mu nic do powiedzenia i nie chcę słuchać kolejnych kłamstw, odpowiedział że przecież lubię słuchać kłamstw, wtedy jestem zadowolona, a kiedy mówi mi prawdę to jestem smutna i płaczę. Czy to możliwe, żeby naprawdę kierował się taką logiką? Dla wszystkich nierozumiejących; cieszę się słysząc kłamstwa, dopóki nie wiem, że nimi są, a płaczę słysząc prawdę nie dlatego, że nie chcę jej znać, a dlatego, że kolejny raz mnie oszukał zanim tą prawdę usłyszałam. Ja nie wiem już co jest prawdą, nie wiem, co będzie, a to mnie przeraża jak małą dziewczynkę, nie wiem co zrobić, więc płaczę.
Boli, że narzeczony robi dokładnie to, przez co rozpadł się mój poprzedni związek, a jako bonus mnie okłamuje. Może to i błąd, może nie mam prawa, ale oczekuję od partnera gotowości do poświęceń. Ani on, ani moja poprzednia partnerka tego w sobie nie mieli, podczas gdy ja byłabym gotowa zrobić dla nich wszystko. Dlatego wtedy odeszłam, nie mogłam dłużej wytrzymać świadomości, że nigdy nie będę na pierwszym planie, że z niczego nie będzie chciała zrezygnować dla mnie, niczego przewartościować, będzie patrzeć przed siebie, nie oglądając się na mnie. Nie żałowałam rozstania, ale najwyraźniej wplątałam się w podobny układ. Z nim jest trochę gorzej, trochę lepiej, ale pod tym względem tak samo. Żeby wyjaśnić; nie oczekuję, że ktoś rzuci wszystko i będzie żył na moją modłę, tylko że będzie czasem skłonny z czegoś zrezygnować, zrobić miejsce dla mnie w swoich planach na życie, zastanowić się, czego ja bym chciała. Może uległość nie byłaby potrzebna, gdybym czuła, że mogę na nią liczyć, czy choć na kompromis.
Pozostaje mi postawić sprawę na ostrzu noża, albo biernie czekać na rozwój wydarzeń. Nie mam odwagi na pierwsze, a za drugie stracę szacunek do siebie. Tak bardzo boję się popełnić błąd. A chciałam tylko, żebyśmy byli normalną, szczęśliwą rodzinką. Przy tym wszystkim paradoksalnie jestem nazywana egoistką, gdyby tylko mógł zrozumieć, gdyby się postarał, spróbował. Z jego perspektywy to pewnie jest kompromis, jak nie wyrzeczenie, przecież nie wyjedzie za granicę jak chciał (twierdził, że chce), a będzie mieszkał 7 godzin drogi od nas, ale w Polsce. Co go tam trzyma? Dobre pytanie, a jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi... Nie zdradza mnie, jeszcze nie, za bardzo jest spragniony seksu kiedy przyjeżdża, a to raczej wyklucza wszelkie rozładowania po drodze. Skończył studia, nie ma pracy, rodziny tam, więc co go tam trzyma, jakieś sugestie?
Wygodnie tak, podwójne życie, jak zatęskni za ciepełkiem domowym to odwiedzi rodzinę, a jak mu się przeje albo znudzi, to pojedzie dalej żyć jak kawaler, dosłownie. Totalnie do niego nie dociera, że jego córka nie będzie go poznawać widząc raz na 1,5 miesiąca powiedzmy, że nie będą mieli więzi, prawdziwej relacji. Według niego, jak zapewni rodzinie byt, to jego rola odegrana i wszyscy powinni się odczepić, co udowodnił przywożąc teraz do domu pieniądze. Kompletnie nie jest w stanie zrozumieć, że przede wszystkim jego nowonarodzona córeczka, ale i ja mamy gdzieś te pieniądze (pomijając, że mógłby je zarabiać tutaj) a potrzebujemy jego, jego obecności, wsparcia, przecież bez niego ta rodzina nie istnieje. Nienawidzę, kiedy nam to robi, przyjeżdża podkreślając że na chwilę, kłócimy się, albo nieodzywamy, nie spędzamy razem czasu, czekam tylko aż te pare dni minie, ale kiedy już wyjeżdża tak bardzo mi go brakuje, tak bardzo chciałabym, żeby był na stałe. Takie przyjazdy pro forma, bardziej żeby pomóc gdybym sobie nie radziła i posprzątać, bo przecież zapuszczę mieszkanie, niż żeby pobyć razem, poprzytulać się, coś razem porobić. Nie umiem z nim rozmawiać, nie widzę w tym sensu, bo po co skoro z założenia nie wierzę w żadne jego słowo. A jednak, kiedy już słyszę wtórne kłamstwo, wciąż łykam, nie z naiwności chyba, a dlatego, że tak bardzo chcę ufać. "Słowa, jak węże do ucha..."
Co do mgrki, to w moim przypadku nie jest tak kolorowo, ponieważ jeśli nie napiszę jej w najbliższym czasie, nie dostanę we wrześniu wpisu z seminarium magisterskiego (moja promotorka się nie ugnie), co jest równoznaczne z niezaliczeniem roku, a to z kolei z tym, że będę musiała zapłacić następne 5 tys za kolejny rok, by móc odbyć warunek + te 4 tys, które już wiszę uczelni. Dlatego jeśli chcę skończyć te studia, bronić się mogę przez kolejne 5 lat, ale napisać muszę teraz.
uwielbiam cię kobieto.
OdpowiedzUsuńMimo że nie piszę już bloga, weszłam i natknęłam się na twój komentarz. Dziękuję Ci za to. Masz rację separacja to najlepsze co mogę w życiu zrobić.
A nawiązując do Twojego wpisu.. pisz tą magisterkę bo stać Cię na to. A facetowi powiedz że koniec bałamucenia, że jesteś zbyt wartościowa na kolejne kłamstwa. Bo każda kobieta zasługuje przede wszystkim na prawdę !
Ucałuj brzusio i córeczkę
Bylem w podobnej sytuacji. Myslalem o sobie myslac ze mysle o nas. Zauwazylem co robilem dopiero jak ja stracilem. Teraz tak bardzo bym chcial zeby wrozila ale starania tylko mnie pograzaja. Doszlo do tego ze Ona przestala widziec we mnie faceta. Naszczescie nie mam problemu ze swoja seksualnoscia. Wczesniej patrzyle sie na mnie i sluchala cichutko jak ksiedza na mszy. Teraz nabija sie ze mnie i z moich uczuc. Mysle ze powinnas przestac lykac wszystko i powiedziec czego oczekujesz od niego a jesli on nie da z siebie wszystkiego zeby byc z Toba to sprawdz jak bardzo bedzie mu Cie brakowalo jak odejdziesz.
OdpowiedzUsuńByć może Twojego faceta przerosło bycie ojcem, może zwyczajnie się tego boi? Niestety to nie usprawiedliwia takiego zachowania...Wydaje mi się, że jeśli powiesz mu co Ci leży na sercu, może w końcu zrozumie. Ja w każdym bądź razie trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuń