sobota, 30 czerwca 2012

Porządki

Dwie daty temu miał być produktywny dzień... tylko, że zmobilizowałam się dopiero wczoraj wieczorem, a dziś dokończyłam. Sprzątanie. Nie znoszę tego, czy z tego powodu jestem kiepską kandydatką na żonę, czy może ratuje mnie grasujący feminizm? Zarówno moja mamusia, jak i wybranek są pierwszorzędnymi pedantami, mogliby wystąpić przeciw sobie w zawodach, pary bym z nich nie robiła, bo widok byłby przerażający.
Od mamy w kółko słyszałam "sprzątnij swój pokój" i tym podobne, mogłoby się wydawać, że wszyscy rodzice tak mają, ale ona jest z innego gatunku. Z gatunku tych, co chowają czysty talerz do zmywarki, zanim jeszcze zdążysz cokolwiek na niego położyć, zabiera spod ręki szklankę z niedopitą zawartością, a potem skarży się, że ciągle biorę następną. Nikt przy zdrowych zmysłach tego nie wytrzyma, taktyka jej męża jest niesamowita, on się nie denerwuje, pozwala jej to robić i narzekać, a sam ma wylane.
Mój narzeczony za to, kiedy tylko przekracza próg domu (to nie ważne jak długo się nie widzieliśmy) zaczyna zamiatać, zmywać podłogi, szorować zlew, blaty, kibelek i wszelkie inne powierzchnie. Nie jest fajnie, zwłaszcza jeśli zrobiłam to chwilę przed jego przyjazdem, a on poprawia, ale fakt, jest niepokonany, wszystko lśni i od razu widać że był w domu... przez pare dni. Twierdzi że musi robić coś pożytecznego. To go relaksuje, albo powstrzymuje aferę wiszącą w powietrzu, kiedy wyżyje sie w ten sposób. Nieoceniony skarb jako mąż.
Ja za to jestem syfiarą i śmierdzącym leniem, uwielbiam nic nie robić tzn nic pożytecznego, byczyć się i zaznawać nieskomplikowanych przyjemności. Zmuszę się czasem do poukładania rzeczy, pochowania na ich miejsca, ale tak nie cierpię prac porządkowych z cyklu mycie podłóg itd. Od 8 lat mieszkając sama, nie posiadałam nigdy odkurzacza, czy żelazka i tak bym ich nie używała. Mam inne zalety, jestem niezła w łóżku i tak samo gotuję, mogę zmywać naczynia (nie mamy zmywarki), robić pranie, myć okna, czy sanitariaty. Niech tylko ktoś za mnie szarpie się ze zmienianiem pościeli, zamiata fruwające farfocle i zmywa podłogi, a będę zadowolona.
A jak Wam idzie z wyrzucaniem rzeczy? Ostatnio trzykrotnie się przeprowadzałam, więc miałam okazję sprawdzić. Stwierdziłam, że wywalam wszystko, w czym nie wiem dokładnie co jest i za czym w związku z tym nie będę tęskniła, tak zrobiłam, częściowo, inne rzeczy przesiałam z dokładnością co do breloczka, czy wstążeczki, usypując stosiki do zabrania, zostawienia, wyrzucenia, oddania. Co luby wyrzucił, ja odkładałam z powrotem; nic bez mojej decyzji. Nawet jeśli jemu bilet do kina albo z metra sprzed x lat wydaje się zbędny, to dla mnie jest pamiątką, po latach zdecyduję jak ważną, teraz nie trzeba było wyrzucać wszystkiego.
Jestem niestety sentymentalna i mam kartonik z pamiątkami, który urasta do pudła, a potem skrzyni, trudno. Tak naprawdę potrzebuję niewielu z tych rzeczy i niewiele zabrałam ze sobą przy przeprowadzce (naprawdę.), ale część po prostu chciałabym ocalić od własnego zapomnienia, mimo że nie są mi na codzień użyteczne, przynoszą na myśl wspomnienia z całego życia, chcę żeby moje dzieci miały kiedyś do tych rzeczy dostęp. Do kronik, z których poznają swojego nieżyjącego dziadka i prababcię- ich autorkę, wierszy pisanych przez ich mamę w różnym wieku i mnóstwa innych szpargałów. Te wszystkie pocztówki, stare zdjęcia, to ma duszę, ukrywa tajemnice, głosi naszą historię. Z tego powodu definitywnie powinnam mieć kiedyś strych.
Innych rzeczy nie wyrzucam, bo mogą się jeszcze komuś przydać, albo można je jeszcze naprawić lub coś z nich zrobić. Czasem mam na myśli konkretną osobę, czy rzecz, czasem nie. To dobre podejście, gdybym to faktycznie się tych rzeczy pozbywała; oddawała, naprawiała, przerabiała, ale albo tego nie robię latami, albo idzie to w takim zawrotnym tempie, że aż głowa boli. Do tej kategorii należą ciuchy i buty, których nigdy nie założę, książki które już się nie przydadzą, zepsute komputery w ilości 2 i masa popsutych pierdół. Niedługo pewnie dojdą rzeczy po dziecku, ale mam nadzieję, że będzie sposobność, żeby to bez bata regularnie oddawać w spadku przyjaciółce.
Obecnie mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu, z którego salon odkąd się tu wprowadziłam w kwietniu, zawalony jest pudłami i wytarganymi z nich rzeczami poniewierającymi się luzem. Nie ma tam żadnych mebli, nawet by się nie zmieściły w tej chwili. To największe pomieszczenie odcięte jest od powierzchni użytkowej, a ja sama nie wiedząc czemu nie kwapię się tego zmienić. Póki co nie mam dla kogo, jeśli on się nie zamierza wprowadzić. Zobaczymy.
Mam bliską kumpelę, która ma większy sajgon ode mnie, co bardzo mnie pociesza. Ona jest z kategorii "wszystko się może przydać", zajmuje się rękodziełem, więc faktycznie sporo pozornie niepotrzebnych odpadków kiedyś doczekuje się swojej drugiej nowości. Do tego dziewczyna jest lumpoholiczką, kupuje i znosi do domu ogromne ilości nie tylko łachów, ale i np książek, materiałów z których zawsze można coś uszyć, a od okazji do okazji również mebli. Również mają z narzeczonym dwa pokoje i podziwiam, że on to znosi, ale w sumie...dla niej warto.
No, to już wyjaśniliśmy sobie, że nie jestem "perfekcyjną panią domu", ani nawet użyteczną babą. Oczekiwań społeczeństwa nie spełniam, a swoje? Milion razy starałam się utrzymywać porządek, być systematyczna itd, nie wychodziło i nie wyszło do teraz, ale przed wizytą gości nie wrzucam wszystkiego do szafy jak leci, żeby to ukryć. Trudno, musicie akceptować mnie taką, jaką jestem. Możecie krytykować, ale jeśli naprawdę Was to drażni, lepiej następnym razem spotkajmy się u Was.

5 komentarzy:

  1. Ja tez zawsze byłam bałaganiarą, też mama zawsze mnie za to ścigała. Ale odkąd jestem 'sama' na swoim to jakoś drażni mnie bałagan. Lubie chodzić na boso, denerwuję mnie każdy paproch pod stopą. Szafki w kuchni mam ciemne z połyskiem, każdy odcisk widać, nie mogę na to patrzeć. A co dopiero jak syf jest na stole, jeść się nie da. Ale generalne porządki robię tylko jak mąż wraca, czyli co m-c. Strasznie się potem denerwuje, bo przyjeżdża i w przeciwieństwie do Twojego partnera strasznie syfi. A jak goście maja przyjść to rzeczywiście biegam i sprzątam. Ale nie powiem nie zawsze jest porządek, ostatnio mam raczej lenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Do niedawna też byłam niepoukładaną bałaganiarą, ale od pewnego czasu denerwuje mnie każdy, nawet najmniejszy nieporządek dookoła. Nawet głupi, nieumyty talerzyk w zlewie. Mówią, że co siedem lat człowiek się zmienia, widocznie przytrafił mi się właśnie ten okres. Niestety mój chłopak jest Twoim odzwierciedleniem... :) No ale cóż. Przeciwieństwa się przyciągają. Co do pamiątek mam ten sam stosunek. Zostawiam wszelkie bilety z kina, a nawet z wycieczek pociągowych. Te nawet najdrobniejsze szpargały niosą ze sobą wiele wspomnień. A wspomnienia są jedyną rzeczą, której nikt nam nie odbierze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też jestem strasznie sentymentalna. Niestety mam bardzo małą piwnicę, więc chowam rzeczy gdzie się da. Zazwyczaj je segreguję i pilnuję,żeby mąż ich nie znalazł, bo zaraz by wszystko wylądowało w koszu. Różne bilety i inne pamiątki z makulatury wklejam do specjalnego zeszytu pamiątkowego. Zazwyczaj są to pamiątki ze wspólnych wycieczek i innych ważnych wydarzeń z naszego życia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Facet, który sprząta w domu? Marzenie;D Z nas dwojga to ja jestem tą ,,porządnicką" (oczywiście nie do przesady) czasem też mi się zdarzy nie posprzątać:) szczególnie jak jestem zmęczona albo zajęta:)
    http://martusiaiksiazki.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. A' propos sprzątania... Spotkałam się z taką teorią (psychologiczną! w babskim piśmie;), że pedanci i bałaganiarze to przekładaniec pokoleniowy. Matka bałaganiara - dziecko pedant itd. Więc to niczyja wina, że jest "bałaganiarzem", bo tak mu wypadło z kolei losu. Swoją drogą ci tzw. "syfiarze" to z reguły natury bardziej artystyczne i kreatywne, bo nie marnują czasu na bezsensowne czynności, tylko zajmują się czymś bardziej pożytecznym, np. zarabiają kasę, albo chociaż leżą i czytają (czytanie to inwestycja w siebie:). Ja sprzątam jak jest naprawdę brudno, żeby było widać różnicę. Żelazka nie miałam w rękach od jakichś 15 lat, odkurzacza też długo nie miałam, ale ostatnio kupiłam i nawet sobie cenię tę maszynę, bo nie musze już zamiatać podłóg. Dywany dawno zlikwidowałam, bo tylko kłopot z czyszczeniem, łatwiej utrzymać w czystości drewnianą podlogę. A facet, który sprząta w domu to bardzo przydatna instytucja, byle tylko nie przesadzał. Ja bym takiego zatrzymała;)

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie.