sobota, 15 września 2012

Doleżana

Melduję posłuszne "donoszenie" ciąży. Właściwie to dźwigam ją ostatnio niewiele, gł leżymy. Wiem, że tylko w taki sposób zdołam utrzymać ją te kilka dni dłużej w moim centrum. Ona niewdzięcznie przez ten czas tylko urośnie, nabierze wagi, by zemścić się za więzienie przy porodzie, ale daruję jej odwet w zamian za małe radości.
Tatusiek został na weekend, bo skoro mam urodzić do soboty... dobrze wiem, że będzie zły, jak to się nie stanie, zamiast cieszyć się, że to dobrze dla Małej. Nie czuję się dobrze, Żmijka chyba faktycznie jest duża, jak ocenił lekarz, ledwie się mieści, co jest w efekcie dla mnie bolesne. Tej nocy w końcu choć trochę spałam, na raty i nie długo, ale zawsze coś.
Nadal nie mamy mebli, kamery, ja nie mam laktatora. Nie dojechały łóżeczko, kojec, karuzela, lampka. Reszta łącznie ze mną gotowa, tylko dopakować się w ostatniej chwili. Wczoraj dorwałam po raz kolejny kronikę rodzinną, miałam 51cm i 3,380 przy porodzie, do 62cm dorosłam dopiero w wieku czterech miesięcy, a przyjaciółka zarzekała się, że mam nie kupować ubranek 56, bo i tak będą za małe już zaraz po porodzie. Dobrze, że nie posłuchałam, mam zapas, najwyżej się nie przydadzą, pójdą dalej w obieg. Już planuję styl kroniki, zamierzam ciągnąć copokoleniową tradycję rodzinną. Kroniki życia mojego taty od urodzenia do mojego przyjścia na świat, spisywane przez babcię, są niezwykłą pamiątką. Moja mama zrobiła to dla mnie, ale tylko do ok 4.r.ż. mimo wszystko to cudowna pamiątka, mam też mnóstwo filmów z własnym udziałem, jako uzupełnienie. Teraz są blogi, prawie każdy ma aparat i to cyfrowy, którym można robić zdjęcia bez oszczędzania filmu i nie każde musi wyjść, kamerę kupimy, to kwestia czasu, a co do tradycyjnej kroniki, to postaram się ją prowadzić jak najdłużej. Jakie Wy macie pamiątki? Może o czymś nie pomyślałam, możnaby wzbogacić kronikę o elementy dotychczas nieobecne. Ja mam swoje obrączki szpitalne, włoski z pierwszych postrzyżyn, odrysowaną rączkę, opisane pierwsze razy i anegdotki. Miałam prace plastyczne, ale w podstawówce w wyniku wściekłości na mamę na złość jej, wszystkie zniszczyłam (to jak te odmrożone uszy). Mój brat nie ma kroniki, a szkoda.
Kot wraca do domu. Postanowione. Poczekam jednak do porodu, bo chcę, żeby zastał nową sytuację (przeprowadziliśmy się i jeszcze tu nie był) z obecnością Małej włącznie, inaczej poczuje się panem tego królestwa i będzie zazdrosny Syncio mój. Więc najpierw poród, później jego przyjazd do miasta, bezpośrednio do veta, niech go obejrzy, odrobaczy, powstrzykuje co trzeba i ogólnie odwszawi, potem dopiero do domu, kąpiel i  będzie mógł oglądać kąty i poznać najmłodszą z rodu. Pytanie jeszcze kto z nim do tej kliniki podjedzie, jak będę nie na chodzie i z dzieckiem u cycka.
Trzymajcie kciuki, właśnie zadzwonił pierwszy chętny do obejrzenia mieszkania popołudniu.

3 komentarze:

  1. Oczywiście trzymam kciuki, może w końcu trafi się porządny lokator. Twój facet powinien się cieszyć z tego, że z Tobą i Małą jest wszystko OK a nie złościć się, że został i nie urodziłaś. Gratuluję donoszenia;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj
    Dobrze Ci życzę- powodzenia :)
    Buziaczek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam, trzymam i gratuluję doleżenia :) Ja też mam taką kronikę, jak Ty i też ma ją M-ka. Blog to jedna sprawa, druga, to wszystkie moje spostrzeżenia spisywane niemal dzień po dniu do kroniki. Są i pierwsza czapeczka i bransoletka ze spitala, włoski i odrysowane łapki, pierwsze słowa, pierwsze czyny, gazeta z dnia urodzin, jest nawet test ciążowy. I pierwsze ubranko.

    OdpowiedzUsuń

Wyraź swoje zdanie.