Co robiłam wczoraj? To co zwykle, choć wyjątkowo nie obejrzałam żadnego filmu (zwykle oglądam nawet do pięciu dziennie). Większość czasu przesiedziałam w necie, drobne zakupy, trochę poczytałam, coś zjadłam, spacer w deszczu i krótkie odwiedziny u przyjaciółki. Wysłałam narzeczonemu zdjęcie, żeby chociaż na nim mógł zobaczyć jak obie rośniemy, skoro nie widział nas już od miesiąca i nie kwapi się przyjechać, a nawet porozmawiać ze mną normalnie przez telefon.
Przeżyłam też lekkie zaskoczenie, odezwała się do mnie jak sama siebie nazywa "przyjaciółka" po trzech latach milczenia. No niezupełnie, rok temu wysłała mi sms: "..." mimo to nie doszło do spotkania. Znamy się (nie licząc tych 3 ostatnich) 15 lat. Ostatni kontakt? Poprosiła o pomoc, po czym przestała odbierać moje telefony i z niej nie skorzystała. A co się zmieniło przez ostatnie trzy lata? Nie wie, że mam narzeczonego, że przez pół roku mieszkałam na drugim końcu Polski, że jestem w ciąży, gdzie stacjonuję, nic nie wie. Jakoś nie brakowało mi jej przez ten czas.
Nie jest jedyna, mój niebiologiczny brat, zniknął z pola widzenia podobnie 2,5 roku temu. Tym razem to ja prosiłam o pomoc, on obiecał i już się nie pojawił, wszystkie jego numery telefonu nie odpowiadały. Przestałam próbować. On chociaż dzięki kumpelstwie naszych matek wie na pewno, co u mnie. Aż dziw, że mimo to do tej pory się nie odezwał. Rok temu jego matka rozmawiając z nim, oddała mi na chwilę telefon, pogadaliśmy pół minuty, jakby nigdy nic, skłamał że wpadnie i to by było na tyle.
Może opowiem o nich więcej; Ona jest wampirem energetycznym, robi z siebie męczennicę i filantropijną matkę wszystkich odrzuconych. Nie wiem od kiedy tylko ja dbałam o kontakt, odzywałam się zawsze pierwsza, jakoś szkoda było chyba tych długich lat znajomości. W zamian dostawałam ciągłe wyrzuty, że coś nie tak powiedziałam (mam dość szybki, prosty i cięty język), że się jej czepiam (kiedy kolejny raz kazała czekać na siebie w mrozie spóźniając się pół godziny). Dzięki temu, kiedy znajomość upadła, odczułam tylko ulgę, później nauczyłam się, że takich ludzi trzeba od siebie dystansować, nie jest dla mnie ważna, ani bliska, a znajomość z nią nic mi z siebie nie daje (egoistycznie, ale prawdziwie), po każdym spotkaniu czuć się jak przeżuty kęs mięsa, po obarczeniu jej problemami, to nic fajnego.
On z kolei niby starszy, ale rozsądkiem nie grzeszy. Znamy się od urodzenia, zawsze jak brat, zawsze bliski, nawet po długiej rozłące, kiedy zaczynamy rozmawiać, jest jakbyśmy rozstali się wczoraj. Nie skończył szkoły, stał się osiedlowym chłopakiem w dresach z piwem, fajką i niejednokrotnie czymś więcej. Swoją dziewczynę zdradzał namiętnie (nieprzypadkowe słowo) z jej najlepszą przyjaciółką, zabierając ją np na wakacyjny wyjazd. Moje przeciwieństwo? Jednak mamy sporo wspólnego i naprawdę kocham i akceptuję go jak rodzonego, cokolwiek by nie zrobił, ile razy nie zawiódł. Przecież zawsze wliczam margines błędu w jego obietnice. Jego matka, jak moja, ułożyła sobie życie na nowo, z nowym partnerem i nowym dzieckiem. On wylądował w mieszkaniu z ukochaną babcią, która nie da skrzywdzić wnusia, starego konia. To ten typ przyjaźni, że nawet jak dzwoni o 3 nad ranem i płacze w słuchawkę bo ma doła, spił się i nie ma pojęcia gdzie właściwie jest, porzucam objęcia, wychodzę z łóżka i do końca nocy oferując ramię do wylania żali transportuję go do siebie, żeby wydobrzał zanim wróci do domu. Z nim nie boję się nawet być na plaży otoczona przez watahę dzików, bo wiem że obroni mnie własnym ciałem. Jest między nami taka więź, dzięki której wiem, że jak się w końcu odezwie, wszystko będzie jak dawniej.
Wchodzi tu tłum ludzi, wczoraj odwiedziło blog ponad 60 osób (wejść z mojego IP nie liczy), a każdego dnia jest więcej, do tego ponad 40 komentarzy do 12 dotychczas napisanych postów, bardzo to miłe, nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania, ani tylu miłych słów. Cieszy też, że Ci którzy raz weszli, w większości wpadają tu znowu. Zapraszam.
Wiem coś o takich przyjaciółkach. Wieczne pretensje o to, że komuś może wyjść coś lepiej, obarczanie wszystkich dookoła winą za swoje problemy... Długo by opowiadać. Całe szczęście, że potrafisz się z tym pogodzić. A brat, nie ważne jaki jest, ważne, że go masz. Może kiedyś nieoczekiwanie to on usłuży Ci ramieniem i pozwoli wylać żale. Z moimi braćmi co prawda nie idzie pogadać o uczuciach, ale zawsze można się pośmiać.
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć powodzenie bloga jest, a głównie dlatego,że piszesz prawdę jaka Cie otacza...ludzi to zawsze interesowało i będzie interesować-taka już nasza natura...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o post, to szczerze też miałam taką "przyjaciółkę" i również cieszę się,że nasz kontakt się wyczerpał,bo ta osoba dobijała mą psychikę. Na szczęście (zapewne z mojego powodu) przestała się odzywać;)
A niebiologiczny brat...hmmm...no my kobiety już takie jesteśmy,że wszystko im wybaczamy-mam ze swoim rodzonym tak samo, mimo iż jest młodszy.
Dobra z Ciebie osoba, pomimo wspomnianego "ciętego języka" i ludzie o tym wiedzą, więc taka moja rada na przyszłość: nie daj się zbytnio wykorzystywać, jeśli coś ci nie będzie pasowało to mów szczerze co myślisz.
;)
prawdziwyserial.blog.onet.pl
Tak to prawda mówisz prawdę a mimo wszystko to tylko ona jest oczekiwana , i dlatego chętnie tu wracamy czytać co u Ciebie . Chociaż dzis wolałabym nie czytac tego ze jestes smutna , kochana jednak głowa do góry będzie dobrze trzymam mocno kciuki najwazniejsza jestes Ty i maleństwo
OdpowiedzUsuńwww.najzwyczajniejj.blog.onet.pl